Wejdź do świata który przetrwał apokalipse... Wejdź do świata w którym ludzkość została prawie zgładzona... Wejdź do świata w którym rządzą wampiry, wilkołaki i inne potwory... Wejdź do świata w którym liczy się tylko przetrwanie...
- Tu w lesie nie ma czegoś takiego jak runiczna broń czy srebrne kule. Więc nie jestem w stanie odpowiedzieć na twoje pytanie. Jedyne co wiem, po dotknięciu przez niego ciała osoby czarnieje. Zupełnie jakby umierały komórki.
Offline
Gracz
- Nie ty jeden. Nie wiem jak ty, ale dla mnie nagrodą byłyby dzień świętego spokoju i nowe uzbrojenie... - Powiedziałem rozmarzonym głosem. - Bez nagrody to ja tylko wampiry rozwalam, taka praca... - Dodałem, wzruszając ramionami.
Offline
Gracz
- Cóż... Lepsze to niż nic... Dobra, idziemy, Chinka zostaje tutaj, bo jakaś śnięta jest i raczej nam się nie przyda. - Powiedziałem, po czym zadałem pytanie. - Jest jakieś wyjście z tej komnaty?
Offline
-Teraz ilu ludzi dasz a tak to twardego zgrywałeś. Mogę dać wam oddział centaurii aby zajęła czymś enty nic więcej.- Powiedziała driada i spojrzała z pogardą na Ivesa.- Wasza towarzyszka może zostać zaopiekujemy się nią dobrze.
Offline
-Załatwił bym wszystko sam, ale nie chce poszarpać kurtki. Dobra, powiedz im, że do zakończenia akcji mają wykonywać moje rozkazy. I wsaż nam wyjście.
Offline
Gracz
- Właśnie miałem ci proponować dowodzenie tymi kolesiami, ale widzę, że wyrwałeś się sam... Dobra, trza się ruszać, bo zestarzejemy się tutaj... - Powiedziałem trochę żartobliwie.
Offline
Driada zawołała kogoś i coś szepnęła.- Centaury będą przygotowane za chwilę zaprowadzą was do miejsca docelowego. A tym czasem zjedzcie coś.- Powiedziała a po chwili w sali pojawiły się wróżki leśne z jedzeniem.
Offline
Spojrzałem na jedzenie. Wziąłem coś, nie byłem do końca pewny co ale zaryzykowałem. Okazało się nie za szczególne, przepiłem więc tylko i stwierdziłem, że na jakis czas wystarczy. Potem pospieszyłem Scott'a bo zaczęło już zalatywać nudą.
Offline
Gracz
Powtórzyłem ruch Ivesa, w przeciwnieństwie do niego trafiłem na coś lepszego w smaku i bardziej sycącego. Chwilę potem poszedłem za Francuzem. Rozległ się odgłos odbezpieczanego pistoletu.
- Niech rozpocznie się impreza... - Powiedziałem lekko demonicznym głosem.
Offline
-Ok gościu, zakładam, że normalnie to Ty dowodzisz. No chyba, że tą kose to komuś zawinąłeś. Ale żeby było jasne, w czasie tej akcji słuchasz się mnie. A jeśli mi się coś stanie, ale coś naprawdę, naprawdę mocnego to tamtego gostka. - wskazałem na Scott'a. -No, a jeśli obaj zaniemożemy, to zwołaj resztę ekipy i zwijajcie się z tamtąd ile sił w nogach, bo inaczej zgon murowany.
-A teraz przejdźmy do strategii. Najpierw ja, Scott, Ty i jeszcze dwóch Twoich ziomków, pójdziemy na zwiady, reszta będzie czekała w odległości 200-300 metrów. Potem wrócimy do reszty i dogadamy szczegóły, ale ogólny plan jest taki, wpadamy, wy robicie chaos, my kosimy truposzczaka, a potem pomagamy wam ubić reszte hałastry.
-Jakieś uwagi, jeśli nie to się zbieramy? - zapytałem retorycznie spoglądając z uśmiechem na Scott'a.
Offline
Gracz
- Nie mam żadnych pytań... - Powiedziałem, patrząc to na Francuza, to na centaura. Położyłem dłoń na rękojeści miecza i poprawiłem grzywkę. - No, zaczynamy zabawę, panowie!
Offline
-Ojoj, możesz się nie doczekać. - poklepałem centaura po policzku, ukazując mu serdeczny uśmiech.
-Ja chce tego byczego. - powiedziałem jak dzieciak, i podbiegłem to najmasywniejszego zwierza.
Ostatnio edytowany przez Tesla (2010-03-01 19:59:07)
Offline
Gracz
- Tylko się nie przewróć! - Zawołałem za Francuzem, po czym zaśmiałem się. Podszedłem do mniej masywnego osobnika i spojrzałem na dowódcę całej grupy.
- "Według mnie, to jest dowódcą tylko z powodu tej olbrzymiej kosy, masy mięśni i groźnego wyglądu. Założę się, że zginie szybciej niż my... A jeśli nie... To pewnie Ives mu pomoże..." - Pomyślałem sobie i wsiadłem na grzbiet tego upatrzonego półkonia.
Offline