Wejdź do świata który przetrwał apokalipse... Wejdź do świata w którym ludzkość została prawie zgładzona... Wejdź do świata w którym rządzą wampiry, wilkołaki i inne potwory... Wejdź do świata w którym liczy się tylko przetrwanie...
Kiedy Ives podszedł do dziewczyny i próbował przewiesić sobie stojącą azjatkę przez ramię to zaczęłą go boleć ręka. W skutek czego azjatka pozostała na ziemi Ives z bólu padł na kolana ana Scotta spadła gałąź.
Offline
Zaskoczony nagłym atakiem bólu o takiej sile, aż upadłem, na usta rzuciło mi się tylko.
-Ja pierdo... - Ale powstrzymałem się, sam nie wiem po co.
Gest Azjatki, która zepewne chciała być po prostu miła, zbytnio mi się nie spodobał, rzuciłem na nią tylko pogardliwe spojrzenie, i spróbowałem wstać, tym razem będąc gotowym na ból. Spróbowałem powoli ruszyć w stronę Scott'a.
Offline
Gracz
Spadła na mnie gałąź. Dostałem po głowie i leko zakręciło mi się w głowie.
- Co to ma być do cholery? - Spytałem sam siebie, starając się zachować równowagę, co było trudne z powodu zranionej stopy. Spojrzałem w górę, aby upewnić się, czy jeszcze nie mamy jakichś oponentów. Dwoiło mi się przed oczami, przez co niewiele zobaczyłem. Kucnąłem, aby "droga na ziemię" nie była zbyt długa.
Offline
Ives odrzucił pomoc Lili i kiedy próbował wstać bolało go wszystko zrobił jeden krok, potem drugi i padł twarzą w błota powstałe z rozpuszczonego lodu. Kiedy leżał, w głowie przewinęła mu się myśl: a mama zawsze mówiła by dziewczynom nie odmawiać.
Azjatka stała niedaleko francuza.
Scott spojrzał się w górę i nic nie zobaczył, zresztą jak miał zobaczyć skoro wszystko mu się troiło przed oczami, nie miał więc szansy zauważyć drzewa pod które podszedł w czasie kiedy kręciło mu się w głowie no i niestety zaliczył z owym drzewem pocałunek.
Ostatnio edytowany przez ark0n (2010-02-03 18:16:16)
Offline
Stałam tak i przyglądałam się poczynaniom chłopaków. Drugi raz francuzowi pomagać nie miałam zamiaru, byłam lekko urażona po wcześniejszym odrzuceniu. Co do Scotta... Nie miałam zielonego pojęcia co się robi po wypadkach z drzewami, więc na wszelki wypadek wolałam nie ingerować.
Offline
Gracz
Drzewo zaatakowało Scotta. Kiedyś słyszał o drzewcach, żywiołakach drewna, ale nie wierzył za bardzo w te bajki - to przecież tylko wymysł twórców fantasy. Gdy tak leżał półprzytomny na ziemi z bolącą jak cholera głową, zastanawiał się...
- "Uciekłem z USA na kutrze, przeżyłem ataki wampirów, stałem się Łowcą Krwi, rozwaliłem kolejne wampiry gdy porwały mnie i Ivesa, zabiłem harpie, w tym i metamorfkę... A pokonała mnie gałąź drzewa..." - Pomyślał Scott, przy czym przypomniało mu się, że ma tabletki przeciwbólowe. Zażył jedną w nadziei, że ból lekko ustąpi.
Offline
Przed siedzącym Ivesem rozstąpiła się ziemia. Powoli wyrosło drzewo. Po jakiś 15minutach miało z 2 metry nagle rozerwała się kora. Z wnętrza wypadł ktoś.
Offline
-Kiro Pyreo - z kulą ognia w jednej i z mieczem w drugiej ręce uważnie obserwowałem, pojawiającą się postać gotowy zarówno do obrony, ataku jak i do ucieczki. Na razie jednak nie podniosłem się jeszcze z ziemi.
Offline
Gracz
Widząc drzewo wystrzeliwujące spod ziemi, szybko zerwałem się na zgięte nogi. Głowa bolała okrutnie, w głowie się kręciło, mimo tego jednak trzeba być gotowym. Wyciągnąłem pistolet z kabury prawą ręką, zaś lewą trzymałem za rękojeść miecza. Odbezpieczyłem Glocka gdy zauważyłem "ktosia".
Offline
Oczy panów zaczęły się świecić mityczna wręcz postać, piękna driada z pełnymi piersiami osłonięta jedynie przepaską z liści. Miała brunatne włosy i skórę o lekkim zabarwieniu brązu.
Offline
Uśmiechnąłem się, "zgasiłem" ogień, wstałem ostrożnie i otrzepałem się, nie spuczając cały czas oczu z driady.
-W czym mogę służyć? - zapytałem gdy już, doprowadziłem ubranie, do umiarkowanego ładu, oparłszy miecz na ramieniu.
Offline
Gracz
Chciałem stanąć jak najbardziej prosto, ale jedynie wychodził z tego rozkrok. Starając się zcentrować wzrok na postaci, coraz ostrzej widziałem. Wreszcie zauważyłem driadę.
- Oż ku... Przecież driady... A jednak istnieją... - Powiedziałem, po czym wyciągnąłem miecz i wsparłem się na nim. Spojrzałem na driadę jeszcze raz i dodałem. - Nie chcę walki. Już dość się nacierpiałem...
Offline
-No pięknie....-westchnęłam, po czym podeszłam do Ivesa. Zdrową ręką odciągnęłam go od driady i odebrałam broń, po czym oderwałam kawałek materiału z kimona i skrępowałam mu ręce. To samo zrobiłam ze Scottem.
Offline
Zabieg azjatki się udał. Chłopacy byli skrępowani. Usłyszeliście dudnienie i nagle na horyzoncie pojawiły się drzewa, stare bez liści szły w waszym kierunku. No cóż zrobić jedna azjatka może tylko walczyć bo reszta skrępowana?
Offline
Gracz
- Ives... Jeżeli przeżyję, a ty zginiesz, to mogę wziać twoją katanę? - Spytałem Francuza, słysząc nadchodzące drzewce. - Nie żeby coś, ale to mi przypomina tą akcję z Władcy Pierścieni...
Offline
-Ej! Mała! Wracaj do cholery! - krzyknąłęm do azjatki
-Nie licz, że zginę przed Tobą. Lecz jeśli się tak jednak stanie, to nie waż się jej ruszyć, bo wróce z piekła i Cię nią potnę! - warknąłem dosyć agresywnie.
Wtedy miałem pewien przebłysk.
-Kiro Pyreo- ostrożnie manipulując rękoma postarałem się stworzyć kulę i spalić kimono, oraz w jak najmniejszym stopniu nie sparzyć.
Offline