Devil Hunters PBF

Wejdź do świata który przetrwał apokalipse... Wejdź do świata w którym ludzkość została prawie zgładzona... Wejdź do świata w którym rządzą wampiry, wilkołaki i inne potwory... Wejdź do świata w którym liczy się tylko przetrwanie...


#1 2010-02-20 19:50:27

Aver

Gracz

Zarejestrowany: 2010-02-07
Posty: 16
Punktów :   

Trent Crowley

Imię - Trent
Nazwisko - Crowley
Wiek  - 22
Płeć - Chłopak
Pieniądze  - 9 000 $
Poziom Magii  - 2
Rasa  - Człowiek
Udźwig - 10
Grupa Krwi  - A
Pochodzenie  - Stany Zjednoczone
Organizacja  - Assasyni
Wiara  - Chrześcijanin
Poziom  - 1
Exp  - 0
Ekwipunek
Lepsza stalowa katana
Glock 17
naboje Parabellum 30 szt.
Zaklęcia
Historia 
Wszystko zaczęło się walić, kiedy miał siedemnaście lat. Ojciec miał dość, w tym świecie ciężko było przeżyć samotnie, co dopiero całej rodzinie. Ruszył w swoją drogę, jeden przeciw wszystkim, z obrzynem w dłoni. Słuch o nim zaginął, może walczy gdzieś z bestiami, może jego szkielet spoczywa gdzieś niedaleko rodzinnego miasta, obok szczątków innych bezimiennych śmiałków. Matka starała się funkcjonować normalnie jeszcze kilka tygodni, ale nie wytrzymała i popełniła samobójstwo, wieszając się w piwnicy. Trent uznał, że nic już go nie trzyma w rodzinnych stronach, opuścił dom.
Żeby przeżyć potrzebował broni. Niełatwo było mu ją zdobyć w walce, gnata dorobił się kosztem części siebie. Dołączył do grupy bandytów napadających na bezbronnych podróżnych, których spotkał trzy dni po rozpoczęciu swojej wędrówki. Mieli sprawny samochód, stojącego w poprzek drogi dużego, szarego vana, marzenie każdego ocalałego.
Młody Crowley zastał trzech z nich krążących wokół czwartego, leżącego na asfalcie chłopaka. Trzymał się za brzuch, ręce i koszulkę miał zakrwawioną. Najwidoczniej jakaś ofiara nie była całkiem bez szans. Kłócili się, przez moment nie zdawali sobie sprawy z obecności Trenta. Jeden w końcu go zauważył.
- Niebezpiecznie tak się szwendać samotnie, ktoś cię może napaść. – zagadnął długowłosy, machając pistoletem i uśmiechając szeroko.
- Dlatego szukam towarzystwa. – jeszcze długo Crowley żałował tych słów.
Jego rozmówca roześmiał się.
- Tak się składa, że mamy wolne miejsce – nie patrząc w tamtą stronę, wciąż wyjąc ze śmiechu zastrzelił rannego kolegę. Trafił w brzuch, przy okazji przestrzelił rękę, jeszcze trzy kule utkwiły w ciele nieszczęśnika, zanim przywódca gangu trafił w głowę. Potem zapalił papierosa. Miał białą zapalniczkę, z którą nigdy się nie rozstawał.
Na początek Trent dostał pistolet zmarłego, a w ciągu kilku lat wiele pożytecznych lekcji dotyczących ludzi i moralności.
Lider, Oswald Harris, bardziej znany jako Ozzy ćpał. I pił. W strasznych ilościach. Nie należało się z nim kłócić, bo po używkach był nieobliczalny, a trzeźwy był zły (głównie z tego powodu). Z pierwszego składu poza Crowley’em, który siedział cicho (najpierw próbował przekonywać Ozzy’ego, że nie trzeba wszystkich zabijać, ale po paru „spojrzeniach złośliwego dzieciaka” przestał, obawiając się, że sam zarobi kulkę) nie został nikt.
W ciągu paru lat wrażliwy Trent stał się małomównym zabijaką, ślepo posłusznym przywódcy. Dorobił się nawet pozycji kierowcy, co było pewnym wyróżnieniem, bo nawet gdy był nawalony i potrafił dachować na prostej, Ozzy nie dał sobie wyrwać kierownicy. Najprawdopodobniej ocaliło to samochód. W dniu dwudziestych urodzin Crowley’a  niejaki Harry, drobny złodziej z Bostonu, sprawił mu najlepszy, jak się miało okazać prezent. Zapoznał grupę Harrisa z panem Blake’iem (z naciskiem na pan), szychą przestępczego podziemia.
Zajmowali się „handlem”, czasem dostawali bardziej konkretne zlecenia na wybrane osoby. Mieli okazję zmierzyć się z wampirem, czy rozbić bezcenne w tych czasach Porsche. Równocześnie był to łabędzi śpiew wyniszczonego Harrisa, który wyglądał co najmniej dziesięć lat starzej niż miał, codziennie ryzykował przedawkowanie i staczał się coraz niżej. Crowley i inni trwali przy nim, gdyż tak naprawdę nie mieli żadnych wyższych celów, a w grupie zawsze raźniej.
Wszystko miało się zmienić w czasie, zdawałoby się rutynowej roboty.
- Jedziemy, panowie.
- Gdzie?
- Arkham. – odrzekł radośnie Ozzy.
Zakład psychiatryczny nie był zbyt przyjemnym miejscem, ale w takich gangsterzy załatwiali swoje brudne sprawy. Trent, Oswald, Harry i Ted, człowiek Blake’a mieli odebrać towar od jakiegoś Brytyjczyka. Zwykle obie strony miały obstawę, ale towar wymieniano w dość pokojowej atmosferze, tylko raz, gdy na miejscu zastali wspomnianego wampira zrobiło się gorąco. Nic nie wskazywało na powtórkę.
Deszcz siekł szybę, dźwięk od dawna niezmienianych wycieraczek niemiłosiernie irytował Ozzy’ego.
- Wyłącz to, wkurwiony jestem.
- Rozbijemy się – spokojnie odrzekł Crowley.
- Weź nie…
- Ty się zamknij, nie ty prowadzisz.
Harris był mocno zaskoczony, dotychczas Trent był na każde jego zawołanie, teraz się sprzeciwia. Stanowczo za późno, pomyślał kierowca. Poza tym incydentem droga przebiegała spokojnie.
Brama szpitala była otwarta, na placu stał zaparkowany czarny samochód.
- Pan LaCroix przesyła pozdrowienia – grobowym głosem przemówił Harry, naśladując krwiopijcę, z którym mieli kiedyś problemy. Jego francuskiego mocodawcy nie mieli okazji poznać.
- Nie pieprz, nie wiadomo, co z tym żabojadem. Idziemy, byle szybko to załatwić.
- Ted, pilnuj wozu. – powiedział Trent, przeczuwając, że lepiej będzie iść z Ozzym.
- Dlaczego nie ty?
- Bo Ozzy tak chce, no nie?
- Tak, inaczej zdechniesz, cokolwiek potem zrobi Blake! – gorliwie zapewnił Harris.
Crowley całkiem przekonał się, jak słaby obecnie jest Ozzy, niegdyś jego wzór, człowiek z którym zjeździł pół kraju, teraz wrak, bojący się samotności. Kiedyś za coś takiego leżałby w rowie, teraz to Oswald oddałby za niego życie.
Wchodząc do Arkham tą cholerną białą zapalniczką zapałał ostatniego papierosa w życiu.

Był tylko jeden, z rękami założonymi za plecami. Stał pod jarzącą się blado lampą, na środku korytarza, tuż obok zamkniętych cel.
- Dobry wieczór. Panowie od pana Blake’a, jak sądzę? – Szkot, sądząc po wymowie „R”.
- Do rzeczy.
Potomek Williama Wallace’a wzruszył ramionami.
- Po co ten pośpiech, mamy sporo do wyjaśnienia.
- Hm?
Brytyjczyk skrzywił się już w pełni uświadamiając sobie z jak nieokrzesanym typem ma do czynienia.
- Ktoś mówi po angielsku?
- Co?
- Angielski, skur…
- Uspokójcie się obaj. Kontynuuj, sir. – prawie wyszeptał Trent.
- Blake nas wystawił. To znaczy, was.
Crowley patrzył na to, jakby czas się zatrzymał. Skąpiec wyciągnął Desert Eagle’a i wymierzył w pierś Harrisa. Papieros wypadł mu z ust w momencie wystrzału. Upadł na posadzkę nawet nie krzycząc. Pozostali stali jak skamieniali.
- Radzę wam uciekać. Chociaż i tak raczej nikomu z was się nie uda. Tak czy inaczej, powodzenia.
Razem z Ozzym runęło życie Crowley’a. Z drugiej strony czuł się, jakby z jego życia zniknął jakiś pasożyt. Przyklęknął przy nim. Narkoman oddychał. Dotknął kieszeni kurtki, która zaczynała się tlić. Kula trafiła w zapalniczkę. Nie przejmując się ogniem wyjął jej szczątki.
- Mówiłem, przynosi szczęście.
W tym samym momencie zgasło światło.
Trenta nie obchodziło jego szczęście, zostawił go samego w ciemnościach.
Nie mógł znieść myśli, że zachował się tak egoistycznie.
Znienawidził biel i jasność, samemu walcząc o przyszłość w czerni, w miejscu, gdzie lekarze bywali szaleni bardziej, niż pacjenci.
Blake przeszedł samego siebie, jego problem zostanie rozwiązany, następnych psów i młodych frajerów ma pod dostatkiem, a assasyni mają okazję sprawdzić nowicjuszy.
Pierwszy zabójca wypadł z celi od razu nieskutecznie atakując ukrytym ostrzem. Lewy sierpowy Trenta został zablokowany, ale kopniak w rzepkę już nie. Crowley potem tłukł bez opamiętania i finezji, nie przejmując się ostrzem orającym mu twarz.
Poszło mu stanowczo zbyt łatwo, nie sądził, że assasyni mogą popełniać aż takie rekrutacyjne pomyłki.

Drugi zamordował Harry’ego. Na nic zdał mu się pistolet, morderca najprawdopodobniej zaszedł go od tyłu. Popisał się także poczuciem humoru, sadzając jego truchło na krześle w recepcji. Nie mogąc powstrzymać ciekawości Trent podszedł do byłego kolegi.
Assasyn wypadł zza rogu ze zdobycznym pistoletem. Crowley zdążył schować się za krzesłem, dostał nieodżałowanej pamięci nieboszczyk.
Wściekły Trent wyleciał na zabójcę, niestety jedynym skutkiem tego był złamany nos. Poczuł ostrze między żebrami, upadł. Assasyn schował ostrze, natomiast Trent przypomniał sobie o własnej spluwie. Bezsensownie zużył cały magazynek.

Ted wychylał się z okna samochodu z poderżniętym gardłem. Uśmiechał się, choć zapewne nie czuł się wesoło. Crowley nie zdążył wyrzucić martwego ciała zza kierownicy, zemdlał, tracąc zbyt wiele krwi.

- Za słaby. Zabiłby go ten ostatni, lub ty. Dziwię się, że go nie zastrzeliłeś.
- Uciekł, względnie wygrał.
- Tylko dlatego, że jeden z uczniów błąkał się po szpitalu.
- Dajmy mu szansę. W ciemnościach widzi dużo lepiej niż nasi najlepsi ludzie. Wyjdzie z szoku, zresztą charakter i psychika działają na naszą korzyść. Kiedyś ten ćpun, teraz my uzależnimy go od siebie. Za dwa dni ma rozpocząć szkolenie.
- Jak coś pójdzie nie tak…
- Biorę na siebie odpowiedzialność.

Crowley ukończył szkolenie. Nie był wybitny, zdarzało mu się popełniać błędy, ale jeszcze nie zawiódł podczas jakiejkolwiek misji. Stara się zapomnieć o przeszłości, ale prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł.
Nie czuł się wykorzystywany, wręcz podziwiał assasynów za szansę, jaką otrzymał. Przynajmniej tak to dla nich wyglądało. Nikt nie wiedział, czy jest bezwolnym pionkiem, czy wytrawnym graczem, tylko czekającym na odpowiednią okazję.

Wygląd
Czarne włosy, okulary, płaszcz z obciętym rękawem.
Cechy szczególne 
Wrażliwość na światło białe, dzienne naturalne
Modyfikatory:
+2 do zm. wzroku w nocy
-2 do zm. wzroku w dzień.
Leworęczność
Statystyki 
Siła: 10 
Zwinność: 20  (+3)
Odporność: 6
Spostrzegawczość: 5
Siła Woli: 5
Inteligencja: 1 (+1)
Wiedza: 3
Zmysły
Wzrok: 10
Dzień 10 (-2)
Noc: 10 (+2)
Słuch: 8
Dotyk: 5
Smak: 3
Węch: 4
Umiejętności 
Perswazja: 7
Szermierka: 4
Strzelectwo: 2
Techniki ogólne 
Ittouryuu: 7
Techniki własne 
-

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plmaterace koło psy ratownicze rasy grzejniki purmo wrocław